- Dziękuję Wam wszystkim za to, że poprzez Wasze wsparcie mogliśmy się cieszyć Martuchą dłużej. Pola mogła poznać swoją mamusię i teraz będzie miała jakiekolwiek wspomnienia z nią związane. Ula... Ulasia to kocha mamusię nad życie i tyle tylko mogę Wam napisać. Nie smućcie się, bo Martucha z nami przeżyła dobry czas i czujemy, że dalej jest, tylko inaczej - napisał na facebookowej grupie mąż Marty Malak-Branickiej, Maciej. - Mam poczucie dobrze przeżytego czasu z moją żoną. To bardzo pomaga, gdy wiesz, że nie zmarnotrawiłeś danej od Boga szansy. My nawet nigdy z Martuchą nie pokłóciliśmy się, bo powtarzaliśmy sobie, że to strata czasu dąsać się na siebie i pomijaliśmy świadomie ten etap. Tak jakbyśmy czuli, że mamy określony czas dla siebie i tylko na rzeczy ważne...
1 marca 2018 roku brzeżanka urodziła drugą, wyczekiwaną córeczkę. Dziecko było zdrowe i silne. Wydawało się, że nic nie jest w stanie zburzyć tej rodzinnej sielanki.
Następnego dnia młoda mama straciła przytomność. Okazało się, że od urodzenia żyła z tykającą bombą w głowie. Pęknięte naczynie krwionośne spowodowało duże spustoszenie. Kobieta przez 10 dni była w śpiączce, a lekarze mówili, że trzeba przygotować się na najgorsze.
O dramacie rodziny po raz pierwszy pisaliśmy w styczniu 2020. Nadzieją dla Marty Malak-Branickiej była kosztowna rehabilitacja w prywatnym ośrodku w Krakowie, ale bliskich nie było stać, by ją sfinansować. Historia młodej mamy poruszyła naszych czytelników i to m.in. dzięki ich pomocy Marta mogła wyjechać do Krakowa.
W grudniu 2020 roku, krótko przed świętami Bożego Narodzenia, brzeżanka wróciła do domu, gdzie czekały na nią córeczki - 7-letnia wówczas Ula i 2,5-roczna Pola.
- Nigdy nie sądziłem, że wzruszę się na wieść o tym, że Marta samodzielnie zrobiła kanapkę. Po tym co przeszła, to ogromny sukces - mówi wówczas jej mąż Maciej Branicki.
Ci, którzy znali Martę przed chorobą zgodnie powtarzają, że jej znakiem rozpoznawczym był uśmiech - ciepły, serdeczny, wyjątkowy.
- Ja go zobaczyłem pierwszy raz 22 lata temu przez okno mieszkania moich rodziców i pomyślałem "Jezu, co za dziewczyna! Muszę ją poznać, będzie kiedyś moją żoną". Nie ściemniam, tak było. Tylko kilka osób zna tę historię i może ją potwierdzić - napisał w pożegnalnym wpisie Maciej Branicki.
Marta miała wielką wolę życia i determinację do walki, jakby czując jak bardzo jest potrzebna bliskim. Zmarła w poniedziałek (25.04), kilka dni po swoich 39 urodzinach.
Instahistorie z VIKI GABOR
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?