Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oni debiutują w wyborach. Kandydują nie od parady. Odwagi i pomysłów im nie brakuje

Milena Zatylna
Milena Zatylna
Justyna Kowol ma 40 lat i ugruntowaną pozycję zawodową. Razem z mężem prowadzi firmę. Oprócz tego pracuje w Zespole Szkół Zawodowych w Opolu, gdzie uczy przyszłych fryzjerów. Na brak zajęć nie narzeka. Mimo to, a może właśnie dlatego, chce być radną Opola. Kandyduje z listy Koalicji Obywatelskiej.
Justyna Kowol ma 40 lat i ugruntowaną pozycję zawodową. Razem z mężem prowadzi firmę. Oprócz tego pracuje w Zespole Szkół Zawodowych w Opolu, gdzie uczy przyszłych fryzjerów. Na brak zajęć nie narzeka. Mimo to, a może właśnie dlatego, chce być radną Opola. Kandyduje z listy Koalicji Obywatelskiej. Materiały własne Justyna Kowol
Różni ich bardzo wiele: wiek, życiowe doświadczenie, status zawodowy czy przede wszystkim opcje polityczne, które reprezentują. Ale piątkę naszych bohaterów na pewno łączy jedno: są absolutnymi debiutantami na samorządowej, wyborczej scenie. Jak wszyscy kandydaci na radnych głęboko wierzą w to, że mają dużo do zaproponowania swoim wyborcom oraz dość energii i determinacji, żeby swój program w trakcie kadencji realizować. Nam zdradzili, dlaczego kandydują, jakie mają motywacje, co proponują swym wyborcom, a także jacy są prywatnie.

Natalia Okos: Aktywność ma w DNA

Natalia Okos kandyduje do Rady Miasta Opola z Komitetu Wyborczego Wyborców Arkadiusza Wiśniewskiego.

- Decyzja o starcie była trudna. Mam dopiero 19 lat, jestem najmłodsza na naszej liście. W tym roku zdaję maturę - mówi. – Zdecydowałam się, bo aktywność mam w DNA. Kandydowanie do rady jest dla mnie kontynuacją wcześniejszych działań obywatelskich i prospołecznych. Byłam przewodniczącą młodzieżowej rady miasta w Opolu, pracowałam w Polskiej Radzie Organizacji Młodzieżowych, a wcześniej w organizacjach charytatywnych w szkole. Poznałam od podszewki jak działa samorząd. Chcę reprezentować w nim głos młodzieży. Uważam, że tego brakuje w polityce na szczeblu lokalnym.

Na Natalię Okos mogą głosować wyborcy w okręgu nr 3.

- Najważniejsze punkty mojego programu, oprócz tych wspólnych dla naszego teamu, to renowacja skate parku na Malince i terenów wokół niego, aby młodzież miała gdzie aktywnie spędzać czas, a także budowa nowych sal gimnastycznych przy szkołach w Grudzicach i Nowej Wsi Królewskiej – informuje.

Natalia jest debiutantką w wyborach samorządowych, a ta kampania jest krótka i często brutalna. Trudno nazwać ją „świętem demokracji”.

- Spotykałam się z różnymi reakcjami podczas rozdawania ulotek czy na spotkaniach z wyborcami. Ludzie są wypaleni, zmęczeni i zawiedzeni tym, co się dzieje w polityce krajowej i to się przekłada na politykę samorządową - opowiada. - Było kilka reakcji w stylu „Dziecko, gdzie ty się pchasz”. Niestety, w społeczeństwie pokutuje przeświadczenie, że ludzie młodzi powinni brać się do nauki, a nie do polityki. Sporo osób uważa, że władzę należy oddać „siwym mędrcom”, ludziom starszym i bardziej doświadczonym.

Ale nie brakowało reakcji przeciwnych.

- Wielu wyborców deklarowało, że chce stawiać na ludzi młodych i nowych w polityce. Tych, którzy chcą coś zrobić dla innych, ale jeszcze nie są zepsuci przez systemem – relacjonuje kandydatka. - To mnie bardzo cieszy. Negatywnych reakcji staram się nie brać do siebie i działam dalej.

Kandydatka większość czasu wolnego poświęca na działalność społeczną. Prywatnie jest fanką dobrego kina i muzyki.

- Jeśli nie zostanę wybrana, to na pewno będzie to przykra sytuacja, z którą będę musiała się pogodzić. Ale to naturalne, nie wszyscy, którzy startują, dostaną się do rady. W moim okręgu jest wiele mocnych kandydatur - tłumaczy. - To absolutnie nie będzie koniec. Będę kontynuować tę działalność, zwłaszcza na rzecz młodzieży. Po zdaniu matury chcę się dostać na prawo na Uniwersytecie Opolskim. W Opolu chcę zostać, pracować dla tego miasta, bo jest dla mnie bardzo ważne.

Miłosz Komarnicki: Nie dla kariery i zaszczytów

Ma 34 lata. Ukończył Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu i pracuje w Grupie Azoty. Od ubiegłego roku jest członkiem Polskiego Stronnictwa Ludowego. Ubiega się o mandat radnego powiatu kluczborskiego z listy Trzeciej Drogi. Jest jej liderem.

Zaznacza, że w politykę zaangażował się nie dla kariery i zaszczytów, ale z niezgody na to, co w Polsce działo się w ostatnich latach.

- Byłem zniesmaczony tym stylem rządzenia. Obserwowałem to nie tylko w telewizji, ale także w moim miejscu pracy, gdzie kolejnymi prezesami byli ludzie mianowani nie ze względu na swoje kompetencje, ale „przywożeni w teczkach” - tłumaczy. – Z tego buntu zacząłem działać, by coś zmienić. Najpierw pomagałem ludowcom przy wyborach parlamentarnych, a teraz chciałem spróbować się w wyborach samorządowych. Nie uważam, żeby Kluczbork był rządzony źle, ale ciągle na listach są te same twarze. Moim zdaniem to grono należałoby odmłodzić i odświeżyć.

Drogi, sport i przedsiębiorczość, to trzy najważniejsze hasła w programie Miłosza Komarnickiego.

- Priorytetem jest poprawa stanu dróg powiatowych, bo wiele z nich jest fatalnych – mówi kandydat na radnego. - Ponadto chciałbym zachęcić dzieci i młodzież do aktywności fizycznej poprzez realizację atrakcyjnych programów sportowych. Budujemy hale, orliki, a niestety dzieci w sporcie jest coraz mniej. To skutkuje tym, że w kluczborskich seniorskich klubach trenuje coraz więcej przyjezdnych, a coraz mniej ludzi od nas. Kolejna rzecz to wsparcie przedsiębiorców, bo jak przejdziemy przez ulice Piłsudskiego czy Krakowską w Kluczborku, to tam nie ma prawie sklepów czy innych lokali usługowych, tylko pustki.

Miłosz Komarnicki podkreśla, że jest człowiekiem dialogu. Odzwierciedla to jego hasło wyborcze, że współpraca popłaca.

- Jestem osobą mało konfliktową i zawsze szukam pokojowego rozwiązania. Zgodę i kompromis przedkładam nad wojenki i spory – wyjaśnia.

W wolnym czasie pan Miłosz gra w tenisa ziemnego, biega (na koncie ma nawet maratony) i chodzi po górach. O sporcie też sporo wie, gdyż jest jednym z pierwszych wychowanków Adama Sokołowskiego, mistrza Polski kibiców sportowych.

- Zanim zgodziłem się kandydować, były obawy, czy poddać się ocenie społecznej. Ale odbiór mojej kandydatury jest bardzo pozytywny. Ludzie dobrze mnie oceniają, cieszą się, że pojawił się ktoś nowy. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że start był dobrym pomysłem – mówi Miłosz Komarnicki. – Ale jak się nie dostanę do rady, to nie będzie koniec świata. Na pewno będę dalej działał w PSL-u.

Kacper Czubaszek: Chce być radnym, by mieć wpływ na region

Pochodzący spod Nysy Kacper Czubaszek ma dopiero 20 lat, a już otrzymał „jedynkę” do sejmiku województwa na liście Koalicyjnego Komitetu Wyborczego „Lewica”. Startuje z okręgu obejmującego powiaty kędzierzyńsko-kozielski i strzelecki.

- Jako obywatel mam już pewne prawa. Do Sejmu jeszcze nie mogę wystartować i nawet nie chciałbym się tak wysoko pchać, ale samorząd jest mi dość bliski i dlatego zdecydowałem się kandydować – tłumaczy Kacper Czubaszek. - Chciałbym mieć realny wpływ na to, co się dzieje w regionie, a zasiadanie w sejmiku takowy daje.

Samorządności uczył się w szkole. Najpierw był wiceprzewodniczącym samorządu uczniowskiego w nyskim „Rolniku”, a później przewodniczącym młodzieżowej rady miasta.

Kacper nie ukrywa swych lewicowych poglądów. Na Instagramie chwali się m.in. zdjęciem z Robertem Biedroniem i fotką z pochodu pierwszomajowego w Warszawie, ale podkreśla, że jest człowiekiem dialogu, który z każdym potrafi kulturalnie rozmawiać i szanuje poglądy nawet tych, którzy znajdują się na przeciwnym politycznym biegunie.

Chyba jest to prawda, bo współpracę z radą, którą kierował, chwalił prawicowy burmistrz Nysy Kordian Kolbiarz. Zaś dwa lata temu Kacper w ramach Dnia Ziemi sprzątał Nysę ramię w ramię m.in. z działaczką młodzieżówki PiS Wiktorią Mielniczek, która była doradczynią wojewody Sławomira Kłosowskiego.

Swój wiek uważa za atut, a nie przeszkodę w działalności politycznej.

- Chcę wprowadzić świeżą energię do sejmiku i nowe spojrzenie na stare problemy – wyjaśnia.

Za największą bolączkę Opolszczyzny uważa wyludnianie się województwa i odpływ młodych ludzi do innych regionów.

- To bardzo złożona kwestia, ale moim zdaniem kandydowanie młodych osób do rad gmin, powiatów i do sejmiku też może ten trend nieco zahamować - mówi.

Oprócz kwestii demograficznych, w swoim programie kandydat na radnego wojewódzkiego ma także dokończenie budowy obwodnicy Kędzierzyna-Koźla, walkę z wykluczeniem komunikacyjnym i rozwój transportu publicznego, a także poprawę oferty edukacyjnej.

- Są jakieś powody, dlaczego większość osób wybiera raczej Wrocław czy Katowice jeśli chodzi o studia, a nie Opole – mówi.

Temat edukacji jest mu szczególnie bliski, bo sam jest studentem. Obecnie studiuje cyberbezpieczeństwo i jednocześnie w tej branży pracuje.

Kacper Czubaszek przyznaje, że na działalność społeczną i obywatelską poświęca większość swojego czasu. Ale jeśli znajdzie wolną chwilę lubi spacery i wyjścia ze znajomymi.

Paweł de Dydyński: Noblesse oblige

Związany z prawicą 44-letni Paweł de Dydyński nie jest osobą anonimową w opolskiej polityce. Był m.in. asystentem posłanki Violetty Porowskiej, później doradcą wojewody, a teraz prowadzi biuro poselskie Janusza Kowalskiego.

Po latach pracy w administracji, obsługując biura poselskie i senatorskie, wspierając liderów prawicy Opolszczyzny, zdecydował się sam wystartować. Jest kandydatem do Rady Miasta Opola z listy Prawa i Sprawiedliwości.
Podkreśla, że ma wiele pomysłów na to, co zrobić, by mieszkańcom stolicy regionu żyło się lepiej.

Jako pasjonat ogrodnictwa, na pierwszym miejscu wymienia odbetonowanie Opola i zadbanie o większą ilość terenów zielonych. Następne na liście postulatów są: tańsza komunikacja zbiorowa, usprawnienia dla kierowców, zwłaszcza poprzez przywrócenie sekundników na sygnalizacji świetlnej, wydzielenie miejsc do parkowania dla hulajnóg, a także przyciągnięcie inwestorów, by była praca dla młodych.

- Uważam, że bycie radnym to służba ludziom i dlatego kandyduję – tłumaczy swoje motywacje. – Tak byłem wychowywany, by od siebie wymagać więcej i dawać więcej.

Kandydat na radnego zaznacza, iż pochodzi ze starej polskiej rodziny szlacheckiej, której początki sięgają czasów ostatniego z Piastów.

Prababka pana Pawła była znajomą Józefa Piłsudskiego. To właśnie marszałka, obok Lecha Kaczyńskiego i Wojciecha Korfantego de Dydyński wymienia jako mężów stanu, którzy są dla niego autorytetami w pracy na rzecz ludzi i ojczyzny.

- Oni poświęcali się dla innych i nie myśleli o sobie. Tym powinien wykazywać się każdy polityk, poseł czy radny - tłumaczy.

Z wykształcenia Paweł de Dydyński jestem nie tylko ogrodnikiem. Ukończył też studia na Wydziale Historii Uniwersytetu Opolskiego. Ma na koncie dwie ogólnopolskie publikacje naukowe poświęcone dziejom parlamentaryzmu.

Interesuje się polityką, muzyką (słucha wszystkiego, co wpada w ucho – od muzyki klasycznej, przez rozrywkową, po hip-hop), uprawia sport – zwłaszcza bieganie.

- Jeśli nie dostanę się do rady, nie będę rozpaczał. Jestem zawsze pełen energii i dobrych pomysłów. Idę do przodu bez względu na okoliczności – mówi Paweł de Dydyński. – Niezależnie od wyniku, po 7 kwietnia będę miał wreszcie czas, by zająć się ogrodem. Jest to świetna odskocznia od polityki i doskonały reset dla mózgu.

Justyna Kowol: Jak wyrzucą ją drzwiami, wejdzie oknem

Ma 40 lat i ugruntowaną pozycję zawodową. Razem z mężem prowadzi firmę. Oprócz tego pracuje w Zespole Szkół Zawodowych w Opolu, gdzie uczy przyszłych fryzjerów.

Na brak zajęć nie narzeka. Mimo to, a może właśnie dlatego, chce być radną Opola. Kandyduje z listy Koalicji Obywatelskiej.

- Nie znoszę stagnacji. U mnie musi się coś dziać. Uwielbiam pracę z ludźmi i dla ludzi, a to moim zdaniem są najważniejsze cechy radnego – tłumaczy Justyna Kowol.

Choć w polityce jest debiutantką, to w działalności społecznej ma ogromne doświadczenie. M.in. od lat wspólnie z uczniami strzyże pacjentów Hospicjum Betania, ZOL-u czy Domu Dziennego Pobytu „Magnolia”.

- Staram się uwrażliwiać młodych, żeby nie byli egoistami. Pokazuję, że świat się nie kręci tylko wokół nich, że trzeba żyć we wspólnocie z innymi ludźmi i dawać coś od siebie – mówi Justyna Kowol. – Nie pieniądze, zaszczyty, sława są najważniejsze, ale to, żeby zawsze i dla każdego być człowiekiem.

Znajomi Justyny podkreślają, że jest osobą świetnie zorganizowaną, otwartą, przebojową, której żadne przeciwności nie są w stanie zniechęcić w dążeniu do celu. Zgodnie z przysłowiem: jak wyrzucą ją drzwiami, to wejdzie oknem.

Nie przez przypadek otrzymała „dwójkę” na liście KO. Dała się poznać z jak najlepszej strony. Poparcia udzielili jej m.in. wicemarszałkinie Sejmu Dorota Niedziela i Monika Wielichowska, a także opolscy parlamentarzyści.

- Mojej kampanii przyświeca hasło: „Z sercem dla Opola”. I to nie jest tylko slogan. Od 38 lat mieszkam w Opolu i naprawdę kocham to miasto – podkreśla Justyna Kowol. - Niejednokrotnie z mężem mieliśmy okazję wyprowadzić się gdzieś indziej, ale ja nie chciałam. Natomiast nasz syn chce wyjechać, jak większość jego rówieśników, bo według nich w Opolu nic się nie dzieje. Po 22.00 nie ma już gdzie wyjść, a oni tęsknią za takim życiem, jakie jest w Krakowie czy we Wrocławiu.

Dlatego jako radna chciałaby się skupić przede wszystkim na problemach ludzi młodych i przedsiębiorców.

- Aby młodzież zatrzymać, są potrzebne miejsca pracy, czyli odpowiednie warunki dla przedsiębiorców, żeby chcieli tu inwestować – wyjaśnia Justyna Kowol. - Jeżeli Opole będzie miastem na tyle kompaktowym, przyjaznym, wygodnym, oferującym wszystko co do życia potrzeba, to młodzi nie będą emigrować. Jeżeli jest gdzie mieszkać i pracować, zarobki nie odbiegają do zarobków w Krakowie, Wrocławiu czy w Warszawie, to po co się stąd ruszać? – przekonuje.

Oprócz tego chciałaby stworzyć miejsca dla młodzieży z problemami i ich rodziców.

- Młodzi są bardzo pogubieni. Nie pozbierali się jeszcze po pandemii, a przyszła wojna na Ukrainie. Świat jest niespokojny. Dorosłym trudno w tej sytuacji funkcjonować, a co dopiero nastolatkom. Między innymi dlatego młodzież idzie w używki. Czekanie na terapię jest bardzo długie. Młodzi ludzie i ich rodzice zostają praktycznie bez pomocy – tłumaczy Justyna Kowol.

O problemach młodych wie nie z radia czy telewizji, ale bezpośrednio od nich samych, choćby od swoich uczniów, którzy obdarzają ją wielkim zaufaniem i przychodzą po poradę czy zwyczajnie się wygadać.

- Jest wielu takich, którzy już skończyli szkołę, założyli rodziny, mają dzieci, a nadal jak im źle, potrzebują dobrego słowa czy wsparcia, to przychodzą do mnie – mówi Justyna Kowol.

Kandydatka startuje z okręgu obejmującego Centrum i Śródmieście.

- Mamy tu firmę. Tu jest szkoła, w której pracuję, a także liceum, gdzie chodzi nasz syn. Mnóstwo naszych znajomych ma tu firmy - mówi. – Doskonale znam atuty i bolączki tej dzielnicy.

Justyna Kowol podkreśla, że jeśli nie zostanie wybrana na radną, świat się nie zawali.

- Nadal będę zajmować się wolontariatem. Ale rada miasta straci na pewno osobę charyzmatyczną, energiczną i bardzo pozytywną – dodaje.

Pomysłów im nie brak, w ich wypowiedziach nie sposób wyczuć tremę tak charakterystyczną dla debiutantów. Aby zrealizować swoje projekty, porzucają anonimowość, wystawiając się na publiczną ocenę współmieszkańców, którzy jako wyborcy poddadzą praktycznej weryfikacji ich propozycje.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Oni debiutują w wyborach. Kandydują nie od parady. Odwagi i pomysłów im nie brakuje - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na brzeg.naszemiasto.pl Nasze Miasto