Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pod Skarbimierzem zamarzło kilkadziesiąt tysięcy pszczół! Miały leczyć ludzi. W mroźną noc ktoś otworzył ule

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Pasieka w dolinie Śmieszki, którą Roman Sachaj prowadzi w Brzezinie, nieopodal Skarbimierza jednej nocy straciła kilkadziesiąt tysięcy pszczół. Otwierając ule ktoś skazał owady na pewną śmierć.
Pasieka w dolinie Śmieszki, którą Roman Sachaj prowadzi w Brzezinie, nieopodal Skarbimierza jednej nocy straciła kilkadziesiąt tysięcy pszczół. Otwierając ule ktoś skazał owady na pewną śmierć. archiwum prywatne
Jednej nocy wymarzły dziesiątki tysięcy pszczół w społecznej pasiece pod Skarbimierzem. Owady miały być wykorzystywane do uloterapii, która pomaga w dolegliwościach dróg oddechowych. Sięgają po nią też ozdrowieńcy, którym Covid-19 zrujnował zdrowie. Właściciel zniszczonej pasieki był gotów się poddać, ale z pomocą przyszli przyjaciele, którzy zagrzewają go do walki o marzenia. A jest o co walczyć, bo siadanie na szufladach z pszczołami ma wyjść na zdrowie. Nie tylko sąsiadom.

- Zobaczyłem dywan martwych pszczół. Były ich tam dziesiątki tysięcy. Oniemiałem. Złość mieszała się z żalem, bo przecież komu zawiniły te biedne owady, że skazał je na śmierć przez zamarznięcie – mówi rozgoryczony Roman Sachaj z Brzegu, który stworzył społeczną pasiekę. – One do końca walczyły o królową, próbowały oddać jej swoje ciepło, ale na nic się to zdało. Dwie grupy dawały jeszcze znaki życia. Zrzuciłem je do niezniszczonego ula, ale nie ma pewności, czy uda im się przetrwać.

Pan Roman pracuje na kolei, ale pszczelarstwo jest jego pasją. Życie owadów podpatrywał od dzieciństwa.

– W naszym ogrodzie wujek stworzył pasiekę. Miał już swoje lata, więc mama nieraz prosiła, żebym mu pomógł. Duże się wtedy nauczyłem, a w ślad za tym przyszło doświadczenie i umiejętności – wspomina. – Później dorosłem i wyprowadziłem się z domu rodzinnego, ale miłość do tych niesamowitych owadów pozostała. Kilka lat temu jakiś drań wytruł pszczoły w pasiece mojego znajomego w Lubszy. Sprawcy nie ustalono, a kolega nie mógł przeboleć tej straty i zrezygnował. Oddał mi część z tych uli, które się ostały.

Tak powstała Pasieka w dolinie Śmieszki, którą pan Roman prowadzi w Brzezinie, nieopodal Skarbimierza, na 72 arach wydzierżawionego od gminy gruntu. Jeszcze kilka dni temu stało tu 8 uli.

– 13 stycznia zadzwonił do mnie kolega, który przejeżdżając obok zauważył nieład na działce. Zdarzało się wcześniej, że ktoś podrzucił mi śmieci, więc początkowo sądziłem, że tym razem jest podobnie – wspomina brzeżanin. – Gdy zobaczyłem zrzucone daszki z uli zamarłem. W ulu musi być co najmniej 20 stopni. W nocy był mróz, więc to nie wróżyło niczego dobrego. Ocalały dwa ule. W dwóch pozostałych niektóre pszczoły jeszcze żyły, dlatego zsypałem je do trzeciego, nieuszkodzonego. Pięć straciłem bezpowrotnie.

Pszczelarz ocenił, że zniszczeń nie mógł spowodować wiatr ani zwierzyna leśna, która czasami się tu zapuszcza. Daszki były spięte pasami i przymocowane do podstawy. Dodatkowo na każdym z nich leżała cegła.

– Cegła, wbrew pozorom, nie jest jedynie zabezpieczeniem przed wiatrem. To, jak ona leży, jest cenną informacją o stanie żyjącej w danym ulu rodziny – wyjaśnia Roman Sachaj. – Wyjeżdżając na dłużej proszę kolegę-pszczelarza, by raz na tydzień zrobił przegląd w mojej pasiece. Oczywiście każdy z nas prowadzi dziennik, ale bez zaglądania do niego – na podstawie ułożenia cegły – on wie, z jaką rodziną ma do czynienia. Może stąd wywnioskować m.in. czy rodzina jest słaba czy silna albo czy w najbliższych dniach należy spodziewać się wyrojenia.

Brzeżanin, widząc zamarznięte pszczoły, był gotów – jak kilka lat wcześniej jego kolega – zrezygnować ze swojej pasji. Nie mieściło mu się w głowie, że ktoś był zdolny do takiego draństwa.

– Rozmawiałem ze znajomym policjantem, ale powiedział, że jeśli teren nie był solidnie ogrodzony, a bezpośrednio przy ulach nie było kamer, to znalezienie sprawcy graniczyłoby z cudem, dlatego nawet nie zgłosiłem tej sprawy na policję. Zresztą z tego samego powodu, choć pasieka była ubezpieczona, ubezpieczyciel nie wypłaci mi odszkodowania – mówi zrezygnowany.

Pan Roman jest znany w lokalnej społeczności, dlatego przyjaciele stanęli za nim murem i nie pozwolili tak łatwo rezygnować z marzeń. Doskonale pamiętali, jak pasjonat opowiadał przedszkolakom (i nie tylko) o pracy pożytecznych owadów, częstując przy tym bułeczkami z miodem z własnej pasieki. Wstęp do niej mieli wszyscy. Miejscowi, ale też miłośnicy wypraw rowerowych, którzy przejeżdżali w okolicy i szukali spokojnego miejsca, by zrobić sobie przystanek i zjeść kanapkę.

– Była kartka: „Nie śmieć. Zostaw to miejsce tak, jak zastałeś”. Być może zgubiło mnie właśnie to zaufanie i wiara, że ludzie są wyłącznie dobrzy. Gdyby było inaczej postawiłbym solidny płot i zamknął całość na cztery spusty – mówi.

Do społecznej pasieki pana Romana trafiali nie tylko smakosze miodu. Chętnie pojawiali się tu również ci, którzy doceniają lecznicze właściwości pszczół.

– Od ponad roku odwiedzała mnie m.in. pani cierpiąca na astmę. Ubierała skafander pszczelarski, zakładała maseczkę z inhalatora, a ja 1,5-metrową rurką podłączałem tę maskę do korka wentylacyjnego, który znajduje się w daszku ula. Pani spędzała w ten sposób godzinę, a czasami nawet dłużej i szybko zauważyła, że dzięki takiej terapii jej stan poprawił się na tyle, że rzadziej sięga po leki – wspomina pszczelarz. – Pani pulmonolog już kilka lat temu powiedziała mi, że uloterapia ma zbawienny wpływ na drogi oddechowe, m.in. na płuca i oskrzela. Teraz lekarze zauważyli, że pomaga ona w powrocie do zdrowia tym, którzy przechorowali Covid-19.

Dwa tygodnie przed zniszczeniem pasieki, pan Roman kupił po okazyjnej cenie domek do uloterapii. Plan był taki, by kolejni chętni mogli korzystać z leczniczych właściwości pszczelego towarzystwa.

– Normalnie taki domek kosztuje 16-17 tysięcy złotych – mówi. - Dostałem namiar na mężczyznę, który przygotował dwa domki: dla swojego ojca i jego kolegi, też pszczelarza. W międzyczasie pszczelarz zmarł, a wykonawca chciał się pozbyć domku i zaoferował, że sprzeda mi go za cenę materiału, czyli 3,5 tys. złotych. Grzechem było nie skorzystać z takiej okazji.

Domek przypomina saunę, ale nie ma w nim pieca, który podnosiłby temperaturę. Są za to ławki do siedzenia, a pod nimi szuflady, w których żyją pszczoły.

Goście mogą położyć się lub usiąść i zrelaksować w towarzystwie pożytecznych owadów, na przykład czytając książkę.

– W szufladach są zrobione otwory, dzięki którym oddychamy powietrzem wytworzonym w ulu. Konstrukcja jest przemyślana w taki sposób, że nie ma ryzyka, iż pszczoła wydostanie się na zewnątrz i nas użądli – zapewnia pasjonat. – Warunkiem jest jedynie, by goście nie wchodzili do środka spryskani intensywnymi perfumami ani nie zabierali ze sobą telefonów komórkowych, ponieważ wtedy owady stają się niespokojne, a przecież chodzi o to, by dobrze czuły się i one i moi goście.

Zbawienny wpływ na układ oddechowy to niejedyna korzyść z pszczelego towarzystwa. Pan Roman zauważył, że spędzanie czasu wśród tych owadów działa na niego uspokajająco.

– Ul żyje swoim życiem i jego huczenie słychać na zewnątrz. Psycholog dziecięca powiedziała mi kiedyś, że jest to cenne nie tylko dla dorosłych, ale również dla najmłodszych – relacjonuje brzeżanin. – Pracę mam stresującą, dlatego na swoim przykładzie mogę potwierdzić, że to działa. Niektórzy, by się wyciszyć, kładą się na kozetce u specjalisty, a tymczasem pszczoły równie dobrze sprawdzają się w roli psychoterapeutów.

Pan Roman, zagrzewany do walki przez przyjaciół, liczy że jego pasiece uda się podnieść po ataku zwyrodnialca. By uruchomić domek do ulołoterapii potrzebuje sześciu rodzin, czyli tylu, ile kilka dni temu stracił (jedna to koszt rzędu 500-600 złotych).

– Na razie zamówiłem sobie pięć odkładów, bo są o połowę tańsze. Na więcej mnie nie stać. Z takich odkładów dopiero po kilku miesiącach może powstać pełnoprawna rodzina – wyjaśnia. – Początkowo wzdrygałem się na myśl o założeniu zbiórki, bo z problemami staram się radzić sobie sam. Ostatecznie postanowiłem spróbować, głownie dlatego, żebym na wiosnę mógł już ruszyć z uloterapią, z której będzie można skorzystać w zamian za dowolne datki do skarbonki. Datki mają pomóc pokryć koszty utrzymania pszczół. Celem internetowej zbiórki jest 3,8 tys. złotych, które pozwolą kupić cztery pełne rodziny, dziesięć odkładów i fotopułapkę na podczerwień, aby nie zdarzyła się więcej taka historia jak ostatnio. Zamierzam rozliczyć się z każdej złotówki.

Brzeżanin kilka lat temu zdecydował się na życie bliżej natury. Wybór został wymuszony przez los, ale dziś uważa, że zmiana stylu wyszła jego i jego bliskim na dobre.

– Moja córka, gdy miała cztery lata, poważnie zachorowała. Lekarze stwierdzili, że mały organizm nie poradził sobie z nadmiarem toksyn, które zawiera sklepowa żywność – wspomina. – Gotując dla niej, dwa razy oglądaliśmy wszystko, co trafiało do garnka. Mama ma trochę drobiu, więc to było mięso sprawdzone. Ale czasami ludzie zapewniali nas, że mają ekologiczne ziemniaki czy kurczaki, a organizm córki po ich zjedzeniu reagował natychmiast. Ona była dla nas jak papierek lakmusowy, który pokazywał co zjadamy pod szyldem ekologii. Musieliśmy szukać ratunku, stąd pomysł na własną produkcję.

Dziś zamiast sklepowych owoców i warzyw, wykorzystują to, co zebrali na swoim polu. Cukier wyeliminowali niemal zupełnie, zastępując go miodem. Córka pana Romana w lutym skończy 11 lat. Udało jej się pokonać chorobę, ale zdrowe nawyki w rodzinie zostały.

– Polecam to każdemu, bo jakość życia wzrasta w sposób zauważalny – mówi brzeżanin. – Warto też brać przykład z pszczół, które z tego, co znajdą na łące, są w stanie wytworzyć lekarstwo dla siebie. W ziołach, których używamy w kuchni, jest zaklęta wielka moc. Na przykład w niedocenianej pokrzywie.

W odbudowie społecznej pasieki można pomóc. Zbiórka na ten cel prowadzona jest na portalu zrzutka.pl Wystarczy wpisać do wyszukiwarki frazę „Odbudowa zniszczonej pasieki”. Cel zbiórki to 3,8 tys. złotych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Pod Skarbimierzem zamarzło kilkadziesiąt tysięcy pszczół! Miały leczyć ludzi. W mroźną noc ktoś otworzył ule - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na brzeg.naszemiasto.pl Nasze Miasto